Na starym
zegarze z kukułką wskazówka dochodziła do godziny 6 gdy lolitka wyszła z domu.
Jak każdego dnia, kiedy skończyła przygotowywać śniadanie dla domowników,
wychodziła, by nakarmić swoich zwierzęcych przyjaciół. Będąc już w piwnicy
sprawnie układała do skrzynek przysmaki po czym z lekkim grymasem na twarzy
podniosła wszystko. Pogrążona w myślach dziewczyna, nie zauważyła Lysandra,
który obserwował ją przy otwartym oknie.
- Witaj.
Nie wiedziałem, że z Ciebie taki ranny ptaszek.
Fioletowo-włosa odwróciła się do chłopaka i odparła z
uśmiechem:
- Mam na
głowie trochę obowiązków z których muszę się po prostu wywiązać. A, że chcę
mieć też czas na przyjemności to muszę wstawiać wcześniej niż inni.
Różnooki kiwnął głową na znak zrozumienie.
- Może Ci
pomóc nieść? Te skrzynie wyglądają na ciężkie - zapytał zatroskanym głosem
chłopak. Lolitka domyśliła się, że przyjaciel dostrzegł grymas bólu, mimo iż
bardzo starała się tego nie okazywać.
- Jeśli to
nie będzie problem - odparła, a białowłosy w chwilę później zamknął okno.
Lolitka położyła skrzynki na śniegu i czekając na chłopaka przejechała
delikatnie dłonią po lewym ramieniu. Nocną ciszę zakłóciło ciche syknięcie.
Prawa dłoń szybkim ruchem cofnęła się, po czym poprawiła opadającą na twarz
grzywkę. Pogrążona w swoich myślach dziewczyna nie zauważyła kiedy Lysander
zjawił się w progu. Dopiero na dźwięk jej imienia, myśli dziewczyny wróciły na
ziemię. Różnooki nachylił się i podniósł ze śniegu wszystkie skrzynki po czym
wyprostował się i uśmiechnął.
- O nie -
oburzyła się lolitka - Miałeś mi pomóc a nie robić wszystko za mnie!
- A ja
jestem mężczyzną i nie pozwolę, by w moim towarzystwie taka piękna kobieta była
traktowana jak tragarz.
Policzki dziewczyny lekko się zaróżowiły, ale mimo to nie
dawała za wygraną.
- Ale
jednocześnie jesteś moim gościem, a nie pracownikiem. To nie wypada tak
zaganiać gości do pracy.
- Ależ ja
sam się zaoferowałem.
- Tylko,
że... - mówiła już bez przekonania.
- Dla mnie
to będzie czysta przyjemność madame.
Fioletowo-włosa nie miała już żadnych argumentów, więc
wypuściła głośno chmurę pary wodnej, po czym uśmiechnęła się i skapitulowała.
Lysander
szedł pół kroku za dziewczyną niosąc zwycięsko skrzynie. Natomiast lolitka idąc
gładziła rękaw kurtki, pod którym znajdował się opatrunek. Stajnia do której
doszli była ze starej cegły, gdzie dawne okienka były wypełnione słomą, która
utrzymywała w środku wyższą temperaturę. Drewniane drzwi otworzyły się z trudem
torując sobie drogę po warstwie śniegu. W chwilę później oboje znaleźli się we
wnętrzu budynku. Konie i osły były pogrążone we śnie. Dziewczyna zabrała z rąk
chłopaka dwie skrzynki w których były marchewki i położyła je na ziemi przy
składziku na sprzęt jeździecki. Następnie na otworzyła drzwi i gestem ręki zaprosiła
przyjaciela do środka. To pomieszczenie roiło się od królików o wszystkich
możliwych kolorach sierści. Od białych do czarnych jak węgiel. Od jednobarwnych
do tych łaciatych. Spały w grupkach na blokach słomy. Na dźwięk otwieranych
drzwi ich duże uszy poszybowały w górę i rejestrowały najmniejszy szmer. Oboje
nie zdążyli poukładać wszystkich sałat, kiedy wszystkie króliki przykicały na
poczęstunek. Króliki jadły, a obydwoje wydawali się dwoma posągami. Dopiero gdy
króliki zaspokoiły swój głód i kilka z nich z zaciekawieniem spoglądały na
ludzi. Lysander otrząsnął się i usadowił jednego z nich na kolanach i głaskał
jego futerko.
- Nad czym
rozmyślałeś? - zapytała cicho i delikatnie jakby bojąc się, że zbyt głośna
rozmowa może zniszczyć ten miły nastrój.
- Nad swoim
dzieciństwem... oraz nad przyszłością królików - mówiąc to spojrzał na
trzymanego w dłoniach szaraka.
Długowłosa westchnęła.
- Większość
królików zostaną sprzedane i przerobiona na futra i mięso. Niekiedy ktoś kupuje
je jako domowego pupila. Tyle mogę powiedzieć na temat ich przyszłości. Ale na
temat Twojej przeszłości wiem nie wiele. Jedyne co mogę powiedzieć to że
kochasz zwierzęta.
- Jak
doszłaś do wniosku, że kocham zwierzęta?- rzekł podnosząc jedną brew i
uśmiechając się delikatnie.
- Tylko
osoba która dobrze zna zwierzęta, która wie jak zaskarbić ich zaufanie i umie
czytać z głębi ich oczu. Która potrafi dostrzec jakie niezwykłe są zwierzęta...
Jest w stanie zobaczyć to czego nie widzą ludzie na pierwszy rzut oka. A
zwierząt nikt nie zrozumie jeśli ich naprawdę nie pokocha i nie poświęca im
wiele czasu by zobaczyć to co się kryje w ich duszach.
- Idealnie
to ujęłaś. Więc jeśli tak bardzo Ci zależy to uchylę rąbka mojej przeszłości.
Wiesz już, że mieszkałem na wsi. Rodzice hodowali wiele zwierząt... Między
innymi króliki. Od najmłodszych lat lubiłem przebywać w ich towarzystwie. Byłem
bardzo niezadowolony gdy rodzice powiedzieli mi jaki los czeka te wspaniałe
zwierzątka. Kilka miesięcy później Leo powiedział, że przenosi się do stolicy, by
kontynuować naukę. Od razu zapowiedziałem, że zamieszkam z nim. Co roku do
odwiedzamy rodziców, ale nie tęsknię za nimi szczególnie - cały czas spoglądał
na nią z tym swoim ciepłym uśmiechem.
Dziewczyna odwzajemniła uśmiech po czym spojrzała na dwa przekomarzające
się króliczki. Kiedy skończyły odwróciłam się do chłopaka, którego wyraz twarzy
zmienił się na poważny. Różnooki spojrzał na dziewczynę i po chwili wewnętrznych walk
odezwał się.
- W czasie
kolacji, w chwili gdy prezentowano nam prace twojej siostry, miałem wrażenie,
że na twojej twarzy zakradł się cień smutku.
- Po prostu
nie lubię kiedy muszę kłamać, ani tego jak ktoś przy mnie kłamie.
- Jak to
musisz kłamać?
- To skompilowana
historia i nie chcę cię zanudzać. Poradę sobie z tym sama.
- Jeśli nie
daje się rady samemu, to nie powinno się wstydzić prosić kogoś o pomoc - mówiąc
to chłopak schował dłoń lolitki we własne i delikatnie muskał kciukiem.
- W
rodzinie nikt mi nie wierzy. Nie raz to przerabiałam i Hannah zawsze wygląda w
oczach innych jak święty, a ja... - urwała i po wzięciu głębokiego oddechu, kontynuowała
- Kolejną, rzeczą jest to, że cenię sobie życie, więc lepiej będzie jak będę
grzecznie udawać, że wszystko jest porządku i za kilka miesięcy wyjechać do
Paryża.
- Ale nie
jest w porządku. Mi możesz powiedzieć, wysłucham Cię i pomogę na ile będzie mnie
stać.
- Dziękuje
Lysandrze, ale ja po prostu nie chcę nikogo w to wplątywać. Wystarczy mi że ja
muszę cierpieć i nie chcę by wam też się przytrafiło...
Lolitka przerwała
słysząc otwieranie się drzwi i pogwizdywanie ojca w stajni. Wstała, a tuż za nią
białowłosy puszczając dłoń dziewczyny.
- Choć.
Chcę pokazać ci pewne miejsce. - Oczy dziewczyny zaświeciły płomykami radości
jakby zapomniały o poprzednim nastroju. Lysander zaśmiał się z nagłej poprawy
nastroju i ruszył za długowłosą. Szli po drewnianych schodach. Lolitka cicho
niczym duch, a chłopaka co krok wywołując skrzypienie desek. Oboje stanęli u
szczytu schodów. Znajdowali się na zakurzonym strychu. Wszędzie stały różne
kartony czy pogryzione przez gryzonie meble. A całość otulona pajęczymi nićmi.
Wokół było mnóstwo kurzu.
- I to
miejsce chciałaś mi pokazać?
- Nie. Ale
zanim cię tam zaprowadzę. Muszę zadać ci jedno pytanie... To miejsce jest dla
mnie wyjątkowe. I gdyby ktoś niepowołany by się o tym dowiedział, pękła by
bezpowrotnie bańka magii. Miejsce to jest dla mnie jednym z niewielu miejsc
gdzie czuję się bezpieczna. Gdzie mogę być w pełni sobą. Ale by tak pozostało
musi to pozostać tajemnicą.
- Rozumiem.
Obiecuję, że nikomu nic nie zdradzę.
- Dziękuje
- rzekła przytulając się do białowłosego. Niestety zaraz tego pożałowała, bo
ból w ramieniu przypomniał o sobie. Udając, że wszystko jest w najlepszym porządku
odsunęła się i skierowała się w stronę garderoby. Mebel był wykonany na wzór
tych stojących niegdyś na królewskich dworach. Tyle że ten był już mocno
zniszczony. Dziewczyna otworzyła drzwiczki i weszła do środka, ciągnąc za sobą
Lysandra. Kiedy drzwiczki zatrzasnęły się za nimi wewnątrz zapanowała egipska
ciemność. Lysander kilka razy wołał dziewczynę, ale bez skutku. Dopiero po
kilkunastu sekundach dało się obejrzeć wnętrze szafy. Na jednej ze ścianek była
przymocowana drabinka, prowadząca do kwadratowego otworu, z którego dobiegało
światło. Kiedy chłopak przyzwyczajał wzrok do światła coś zatrzymywało część
światła. Po chwili wiedział już, że jest to głowa towarzyszki. Szczebel po
szczeblu wspinał się na górę. To co ujrzał było trudne do opisania prostymi
słowami...
Nadal mieszane są narracje, ale już nie tak jak wcześniej
OdpowiedzUsuńPodoba mi się Lysio - szarmancki, grzeczny i taki uroczy.
Tajemniczość bohaterki intryguje mnie, a to miejsce, do którego oboje się udali, wzbudza zainteresowanie :)
Świetny rozdział.
Dziękuje.
UsuńPiszę rozdział w dzień a poprawiam go z tydzień i nadal źle xd Chyba jednak powinnam pisać w pierwszej osobie.
WybaczwybaczwybaczwybaczWYBAAAACZ!
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, że komentuję tak późno, nie mam nic na swoje usprawiedliwienie ;( Musiałam jakoś znaleźć link do twojego bloga, a że to nie jest łatwe to też trochę minęło xdd
Tak jak wspominała osoba wyżej, zdarza ci się pisać raz jako ty, a raz jako narrator. Na początku się gubiłam i nie wiedziałam o co chodzi, ale widzę, że w tym rozdziale jest już mniej takich błędów xd
Jeśli chodzi o tą kryjówkę, to na początku myślałam, że ona go zaprowadzi na wysypisko (You know what in I mean) xd No ale teraz myślę, że po prostu chodzi o widok z dachu xddd
Czekam na następny i życzę duuużo wenki ^^ ;***
Moje miłosierdzie nie zna granic więc wybaczam :P
UsuńCo do narracji nie jestem przyzwyczajona do niej i tworząc ten blog chciałam się że tak powiem nauczyć pisać w trzeciej osobie. Jak widać z marnym skutkiem xd No cóż człowiek uczy się na błędach ;)
Wysypisko to nie tutaj :P O widok z dachu też nie chodzi, ale blisko, blisko jesteś ;)
Dziękuje bardzo ^^